Wielka Brytania, rok 2009, Święta Bożego Narodzenia.
Siedzę przed telewizorem oglądając Świąteczną Listę Przebojów . ‘..dziękujemy Florence and The Machine (…), a teraz numer jeden na naszej liście – niestety muzycy nie mogli zjawić się osobiście – przed państwem… Rage Against the Machine z utworem ‘Killing in the name!’
Dokładnie tak. Zamiast Jinggle Bells, czy innej piosenki o spadającym śniegu i wyczekiwaniu na prezenty czy też pierwszą gwiazdkę, to właśnie utwór RATM mogliśmy usłyszeć na szczycie każdej ‘świątecznej listy przebojów’. Zupełnie nie na temat, całkowicie oficjalnie i ogólnokrajowo.
Mieszkańcy Wielkiej Brytanii zbuntowali się po raz pierwszy, banując popularny program ‘The X-Factor’ (angielskie połączenie Idola z Mam Talent, które ponoć także w Polsce ma zastąpić niebawem to drugie). Zwycięzca piątej edycji X-Factor, pięknie wschodząca, komercyjna gwiazdka, podpisał kontrakt z dużą wytwórnią płytową i, jak to w świecie szoł biznesu, powinien prędko zyskać poparcie ludu oraz stanąć na czele muzycznej listy przebojów na Święta 2009. Tak jednak się nie stało.
Gdzie miał miejsce początek tej rebelii? Dokładnie tam, gdzie plotka i kontrowersja nie umierają ani na chwilę, w wirtualnym odzwierciedleniu naszej codzienności – na Facebooku. Jon Morter wraz z żoną Tracy, założyli na FB grupę “Rage Against the Machine. Christmas No.1 2009”. Powód był prosty: nie mogli znieść myśli o szóstym roku z rzędu, w którym kolejnym wszechobecnym świątecznym hitem miał być pop-utworek kolejnego wytworu X-Factor. Ale chyba sami nie spodziewali się, jaka liczba osób włączy się w akcję. Do ich grupy dołączyło ponad 560 tysięcy osób, tym samym bijąc na głowię fanów X-Factora. Wielka muzyczna bitwa, wielkie ‘łał!’ i ogromny przełom. RATM nie pojawili się co prawda w świątecznym szoł, ale latem zagrali darmowy (tzn. nieodpłatny, choć trzeba było się zarejestrować i odebrać wejściówkę) koncert w Londynie.
Powtórkę akcji łatwo było przewidzieć. Zbliżają się następne święta, X-Factor prowadzi szóstą edycję, której finalistę poznamy za kilka tygodni. A na FB powstają kolejne kampanie pt. ‘Christmas no.1’. Któż tym razem?
Jeśli kiedykolwiek oglądaliście serialową kreskówkę Family Guy, musicie kojarzyć piosenkę ‘Surfin’ Bird’ śpiewaną wiele razy przez głównego bohatera Petera Griffina. ‘B-b-b-bird is the woord!..’ – ambitnie i bardzo świątecznie. Aktualnie (piszę to w listopadzie) grupa posiada już 588 567 fanów (!). To nie koniec, przecież do wigilii jeszcze daleko…
Oryginalniejszym, lecz cieszącym się mniejszą popularnością (do tej pory 53 180 fanów) wśród użytkowników Facebooka pomysłem, jest propozycja awangardowego utworu ‘4’33’ Johna Cage’a. Dla przypomnienia – co wyróżnia ten utwór? 4 minuty 33 sekundy całkowitej… ciszy. John Cage zapisał na pięciolinii różne rodzaje muzycznej pauzy. Ani jednego słowa, ani jednego dźwięku, nic poza piękną ciszą. Wyobraźcie sobie ‘… Świątecznym hitem numer 1, w roku 2010 jest…’. I przez 4min 33sek głucho wszędzie. Pustka, a może czas na krótką świątecznie-egzystencjonalną refleksję?
Patrząc wstecz, przez ostatnie kilka lat nie zdarzyło się, aby świąteczny hit numer 1, był… dobry. Zawsze to coś o śniegu, o choince, a już na pewno o miłości. Kto właściwie przejmuje się, jaki tym razem będzie hit tegorocznych świąt, kim właściwie jest osoba, która go śpiewa? Piosenkarze jednego utworu. Dajcie 100, dajcie 356 dni i już nikt nie będzie pamiętać.
Choć z drugiej strony, kliknięcie za kliknięciem, kampania za kampanią, a muzyczna strona świąt zmienia się zupełnie. Klikam. Jeśli świąteczny hit ma pobrzmiewać w każdej stacji radiowej, z każdego programu telewizyjnego, w każdym sklepie i kawiarni, to niech pobrzmiewa coś, czego miło się słucha. Albo cisza… Przynajmniej przez pierwsze kilka dni.
[Dorota Owczaryszek]