Druga odsłona festiwalu POZ_MODERN (na pierwszą niestety Waszym korespondentom nie udało się dotrzeć o pierwszej odsłonie piszemy poniżej, analogicznie w galerii) przyniosła pierwszy w Polsce koncert Oval z nowym materiałem i pierwszy w ogóle koncert duetu anbb, czyli elektryzującego duetu Alva Noto & Blixa Bargeld. Markus Popp poświęcił dziewięć lat na nauczenie się gry na gitarze i perkusji, redefiniując kompletnie brzmienie swojego projektu. Jednak w Poznaniu zagrał z laptopa, składając z instrumentalnych skrawków pulsującą formę o przejściowych regularnościach. Jego krótki set potwierdził wiarygodność estetycznej wolty, ale pozostawił niedosyt - skoro artysta włożył tyle energii w nakreślenie nowego muzycznego krajobrazu, czy sens ma zredukowanie tego wysiłku do bazy laptop seta?
Natomiast anbb zagrali koncert iście wspaniały, prezentując muzykę przemyślaną, a zarazem spontaniczną i żywą. Dwóch muzyków, dla których piosenka formuła bynajmniej nie jest bazowym środowiskiem, zagrało piosenki, o abstrakcyjnej formie, fascynujące brzmieniowo i w przewrotny sposób chwytliwe. Alva Noto dał kapitalny przykład tego, że elektronikę można "grać", czujnie konstruując brzmienie, wychwytując drobinki wokalu Blixy, którego występ, dramatyczny, a zarazem zdystansowany i chwilami żartobliwy, przykuwał uwagę od pierwszej do ostatniej sekundy. Panowie zagrali wszystkie utwory z epki "red marut handshake" i nawet więcej dotąd niepublikowanych. Ich wersje "One" Harry Nilsona (utwór bardzo często kowerowany) i tradycyjnej folkowej piosenki "I Wish I Was a Mole In the Ground" chyba wejdą z czasem do kanonu. Muzyka pełna niuansów, silna i fascynująca, doskonale zabrzmiała w sali głównej poznańskiego zamku.
Na pierwszym wieczorze, który odbył się jeszcze w "okolicznościach przyrody", czyli na dziedzińcu, nie dopisał przede wszystkim publiczność. Trudno ocenić, czy to przez brak odpowiedniego rozgłosu, czy przez aurę, czy zaproszeni goście - już wcześniej grający kilkukrotnie w Poznaniu - nie dali rady przyciągnąć dostatecznie licznej widowni.
Na początek zagrał niezawodny Mikrokolektyw, jednak znaczna część publiki wybrała bar. Potem jednak Burnt Friedman & Jaki Liebezeit dali koncert, jaki mimo braku wizualizacji (o które klimat muzyczny aż się prosił!) wciągnął siłą wyrazu i mocą dźwięków godną najwyższego uznania już wszystkich uczestników festiwalu.
Reasumując: jedno z wydarzeń sezonu. Oby przyszły rok przyniósł drugą edycję festiwalu.
[zdjęcia: Piotr Lewandowski, Justyna Szadkowska]