Tytuł tej płyty może wzbudzać pytania. Do czego odnosi się tytułowy jet lag? Czy muzyka Josiaha Wolfa przyprawi nas o bezsenność, tudzież o inne objawy charakterystyczne dla zespołu nagłej zmiany czasowej? A może to sugestia, że krążek – w zamierzeniu autora – ma oddziaływać na słuchacza jak długi, dziesięciogodzinny lot: transportować go na inny, bliżej nieokreślony kontynent. Albo to zakamuflowana aluzja do tego, że autor odseparował się od macierzystej formacji – prowadzonej przez młodszego brata grupy Why? - gdzie pełnił ważną, ale często niedocenianą funkcję bębniarza?
Odsłuch albumu każe odpowiedzieć na te pytania przecząco. Autorska muzyka starszego z braci Wolf raczej nie doprowadzi nas do insomnii. Nie jest to również spektakularny eskapizm, stwarzający przekonujące dźwiękowe pejzaże. I w końcu – wydaje się, że „Jet Lag” mógłby być jednym z wydawnictw pierwotnej grupy autora. Oscyluje wokół podobnych klimatów, co krążki Why? Gdzieś na przecięciu grania w stylu indie, a ambitnego popu, odwołującego się do – jakże popularnej ostatnio – tradycji spod znaku Beach Boys.
„Jet Lag” emanuje więc lekko psychodeliczną aurę. Jest to jednak psychodelia naturalna – wykreowana w głównej mierze w oparciu o akustyczne instrumentarium. Na pierwszym planie jest tutaj gitara – nieprzesterowane rzępolenie, które zawdzięcza równie wiele post rockowi i tradycji americany, co grupie Briana Wilsona. Sporo tutaj subtelności – pastelowe, dyskretne tła, oszczędne akordy miękkich klawiszy, nienachalna rytmika i podobna melodyka. Mała rzecz, a cieszy.
[Michał Nierobisz]