Zobaczenie Liquid Liquid graniczy z cudem. Nowojorski zespół koncertuje bardzo rzadko, a to dlatego, by najlepiej jak mogą przygotować się do swoich koncertów. Chcą by były to wydarzenia wyjątkowe i niepowtarzalne. Co im się udaje – podczas tegorocznego festiwalu Primavera Sound, zespół zagrał jeden z najlepszych występów podczas całej imprezy. Między koncertami lider grupy, Sal P gra także sety dj-skie, jaki mieliśmy okazję zobaczyć w styczniu w Warszawie. Z muzykiem udało nam się porozmawiać po fantastycznym koncercie w Barcelonie.
Jestem pod ogromnym wrażeniem Waszego koncertu. Widać, że na scenie czujecie się jak ryba w wodzie. Wiele osób zgromadziło się aby zobaczyć Was na żywo i równie wiele podsumowując tegoroczny festiwal, oceniło że zagraliście jeden z najlepszych koncertów.
Byliśmy niesamowicie podekscytowani naszym występem na Primavera Sound i bardzo dobrze bawiliśmy się na scenie. Czuliśmy niesłychaną energię i radość ze strony publiczności, więc w naturalny sposób dawaliśmy z siebie najwięcej ile mogliśmy. To bardzo miłe, że wiele osób doceniło nasz występ.
Widać i słychać, że jesteście w doskonałej formie, a przecież nie koncertujecie teraz zbyt często...
Chcemy, żeby nasz koncert był wydarzeniem za każdym razem kiedy gramy, dlatego do wszystkich naszych występów sumiennie się przygotowujemy. Każdy z nas jest zaangażowany w mnóstwo projektów muzycznych, więc kiedy spotykamy się na wspólny występ, chcemy żeby to było wyjątkowe wydarzenie. Po prostu sami odczuwamy kiedy pojawia się potrzeba wspólnego grania. Wydaje mi się, że lepiej jest zagrać mniej koncertów, stawiając na ich jakość. Dajemy z siebie bardzo dużo, kiedy występujemy. Gdybyśmy koncertowali częściej, prawdopodobnie nic by z nas nie zostało (śmiech), a tak każdy występ jest dla nas wydarzeniem.
W styczniu grałeś w Warszawie set dj-ski. Jaki jest Twój pomysł na takie prezentowanie muzyki i jak odnosi się to do koncertów Liquid Liquid w pełnym składzie?
W ogóle nie mogę porównywać tych dwóch czynności – set tworzę w pojedynkę, a jako zespół gramy w czwórkę, przez co wiele więcej osób ma wpływ na nasze finalne brzmienie. Jedno do drugiego odnosi się wzajemnie w zależności od tego, w jaki sposób prezentujesz muzykę i z jakiej perspektywy to robisz, prowokując przez to określoną reakcję. Narracja występów w obu przypadkach jest zupełnie inna, ale również w obu przypadkach istotny wpływ na nią ma reakcja ludzi.
Nie chodzi tutaj o to, że piosenki, które gram albo utwory Liquid Liquid są odmienne od jakiejkolwiek innej muzyki, ale o to w jaki sposób są prezentowane i grane przez nas – to właśnie wykonanie stanowi o ich wyjątkowości.
Dwa lata temu Domino Records opublikowało kompilację „Slip In And Out Of Phenomenon” z utworami Liquid Liquid z różnych okresów Waszej twórczości. Wydanie jej w pierwszej dekadzie XXI wieku wyraźnie unaocznia jak wiele zespołów czerpie z Waszego dorobku.
Myślę, że trzeba na to spojrzeć w taki sposób, że kiedy wkraczaliśmy na scenę muzyczną, czerpaliśmy inspiracje od wielu zespołów i gatunków muzycznych. Wielu współczesnych twórców opiera się obecnie na tych samych źródłach, artystach, pomysłach, a jedyną różnicą jest to, że my robiliśmy to trzydzieści lat wcześniej.
Wielu twórców sięga do tradycji muzycznych sprzed kilku dekad. Myślę że kierują się w tym wypadku autentycznością dokonań wielu zespołów, szczerością ich podejścia do muzyki, a nie nastawieniem na kalkulację, do czego obecnie w muzyce dochodzi bardzo często.
Znalazłem określenie „body music” na to co robi Liquid Liquid. Po Waszym koncercie w Barcelonie, trudno się z nim nie zgodzić...
Bo tak naprawdę wszystko zależy od ruchu, zarówno od tego fizycznego jak i mentalnego czy kulturalnego, wszystkiego co wprawia nas w ruch. Prowokowanego przez muzykę, graną na żywo, tu i teraz.
Z pewnością ogromny wpływ ma na to Wasz skład. Gracie aż na trzech zestawach perkusyjnych, co sprawia że rytmika jest najważniejsza, a to powoduje, że ciężko przy Waszej muzyce wytrzymać w bezruchu. Z drugiej strony istotny element to także wokal. W jakie relacje zachodzą te dwie składowe muzyki Liquid Liquid?
Wszystko koncentruje się na tańcu, który wypływa z rytmu i emocji. A do ich ekspresji zachodzi zarówno za pomocą wokaliz, jak i perkusji. Lubię swój głos, ale jako występujący „pomiędzy” muzyką, a nie na jej czele. Z drugiej strony uwielbiam być niczym major sekcji rytmicznej, jak w marszowej orkiestrze, kiedy poruszasz się w rytm muzyki.
Jako Liquid Liquid zaczęliście grać w latach 80. minionego wieku. Kilka lat temu połączyliście siły po długiej przerwie – co działo się w tym czasie i jak doszło do tego, że znów występujecie jako zespół?
Przez ten czas wciąż byłem zaangażowany w muzykę. Po Liquid Liquid współtworzyłem projekt Fist of Facts, który istniał do połowy lat dziewięćdziesiątych. Wydaliśmy jedną epkę w 1988 roku i kolejną w ubiegłym roku, która ukazała się nakładem labelu Claremont 56. Byłem również zaangażowany w projekt Zen Guitar, razem z niesamowitym pisarzem i muzykiem Philem Toshio Sudo, który niestety zmarł w 2002 roku. Na początku lat dziewięćdziesiątych zajmowałem się także promocją zespołów i organizowaniem wielu imprez, koncentrujących się na pokazywaniu muzyki roots z naciskiem na dźwięki afrykańskie oraz korzenie i kulturę muzyki reggae.
Powodem, dla którego Liquid Liquid znów funkcjonuje były jam sessions jakie graliśmy w 2003 roku. Zaczęliśmy wtedy grać nasz materiał po niemal dziewiętnastoletniej przerwie. Podczas wspólnych spotkań i muzykowania, okazało się to na tyle silne i nienaruszone, że zdecydowaliśmy się zagrać wspólnie koncert. Zaproponowano nam występ w Knitting Factory w Nowym Jorku. To była niesamowita noc. Potem pojawiły się kolejne propozycje.
Jakie w takim razie macie plany na przyszłość? Czy jest szansa, że Liquid Liquid stworzy coś nowego?
Może tak, a może nie (śmiech). Na razie trudno to powiedzieć. Koncentrujemy się na kilku okazjonalnych występach. W tym roku zagramy jeszcze na Offset Festival w Londynie, a we wrześniu wystąpimy w Dublinie na Electric Picnic.
W takim razie zdecydowanie trzeba polecić te występy. Dzięki za rozmowę.
[Jakub Knera]