The Books można nazwać muzycznymi archiwistami. Liczba sampli wykorzystywanych w ich muzyce robi kolosalne wrażenie, a pomysłowe ich połączenie z warstwą instrumentalną sprawia, że Nick Zammuto i Paul de Jong jawią się jako pierwszoplanowi muzyczni eksperymentatorzy, tworzący zarazem przystępną muzykę. Póki co zespół nie planuje odwiedzić Polski, ale udało nam się z nimi porozmawiać na festiwalu Primavera Sound. Koncert The Books został przeniesiony z godz. 19 na 1 w nocy, co, jak się okazało, miało kluczowe znaczenie ze względu na wideo wykorzystywane podczas występów. Właśnie od tego wątku rozpoczęliśmy rozmowę.
Opowiedzcie proszę jak wykorzystujecie wideo podczas Waszych występów.
Nick: Nim zaczęliśmy grać na żywo, tworzyliśmy dużo wideo. Myślę, że nasz koncert jest czymś pomiędzy koncertem rockowym a poematem. W filmach, które puszczamy znajduje się dużo rytmicznych elementów, które łączą się z muzyką. Jest dużo nieodkrytych obszarów – wiele zespołów po prostu włącza wideo w trakcie koncertu, ale w naszym wypadku to nawet dodatkowy "członek" zespołu. Czasem partie z wideo są podkładem perkusyjnym, czasem wiodącym wokalem. Wideo ma w naszym wypadku wiele funkcji, ale jest integralnym elementem show.
Używacie wielu sampli – w jakim stopniu obraz jest z nimi połączony?
Nick: Czasem bezpośrednio – samplujemy pewne filmy i wtedy pochodzące z nich dźwięki wykorzystujemy w muzyce. Ale im bardziej ich używamy, tym na więcej sposobów to robimy. Często jest tak, że w momencie tworzenia wideo piszemy muzykę – wtedy jest to jeszcze bardziej zintegrowane.
Jak wybieracie sample? Najpierw je tworzycie i dodajecie do nich muzykę czy na odwrót?
Nick: To zależy, raz robimy to w jeden, innym razem w drugi sposób. Paul może powiedzieć więcej o zbieraniu sampli. Zazwyczaj szukamy takich, które wchodzą w pewną relację z muzyką. Nim zorientujesz się gdzie jest początek, gdzie środek, a gdzie koniec, trzeba połączyć je tak, żeby brzmiały spójnie.
Paul: Nie jest do końca tak, że dodajemy sample, generalnie nie dodajemy czegolwiek na pozostałe elementy jak np. wymawiane słowa połączone z muzyką. Głosy i inne dźwięki mają w wielu przypadkach potencjał muzyczny, dzięki czemu pojawiają się tutaj w roli kolejnych instrumentów. Między nagraniami a muzyką zachodzi ścisła relacja. Sample są tak samo ważne jak muzyka instrumentalna – czasem łączymy sample różnej jakości, co również tworzy nowe brzmienie. Trzeba znaleźć dla nich odpowiednie miejsce.
W 2004 roku francuski minister poprosił Was o stworzenie muzyki do windy w budynku ministerstwa. Jaka była Wasza reakcja na ten pomysł?
Paul: Tak naprawdę to był bardzo mały projekt (śmiech). Nie jest tak naprawdę ważny..
Tak, ale to dosyć specyficzne, kiedy przygotowujesz muzykę dla konkretnej przestrzeni, a tym bardziej windy (śmiech).
Paul: To prawda. Mieliśmy możliwość wykorzystania sampli z nagraniami pociągów, które mieliśmy w naszej bibliotece. Stworzyliśmy proste linie melodyczne, do których dodawaliśmy słowa i nagrania, które z nimi współgrały.
Nick: Wiesz, muzyka do windy wydaje się raczej nudna. Nie ma tak naprawdę osób, które byłyby nią zainteresowane, to był tylko projekt, który polegał na drobnej zmianie pewnej przestrzeni.
Ale ludzie wsiadający do windy i słyszący jakieś dźwięki musieli być nieźle zaskoczeni.
Nick: Tak, w zasadzie o to nam chodziło. Chcieliśmy zaskoczyć ludzi, zrobić coś nieoczekiwanego. Mogłoby się wydawać, że w takim miejscu powinna lecieć muzyka w stylu smooth jazzu czy czegoś takiego (śmiech), a my kompletnie zmieniliśmy kierunek. Postanowiliśmy stworzyć szaloną muzykę, która sprawiłaby że przejazd windą zamienia się w nieokiełznany wyścig przez budynek
Paul: Poza tym, często ludzie wariowali i wychodzili z windy kompletnie zorientowani. Wyobraź sobie że po ośmiu godzinach, wieczorem wychodzisz z pracy i słyszysz takie dziwne dźwięki.
Faktycznie, można byłoby zwariować, ale zawsze w niszczy to trochę rutynę. Wykorzystujecie wiele sampli z filmów, przemów itp. Nie myśleliście kiedykolwiek o stworzeniu słuchowiska?
Paul: Wiesz, narracja naszych utworów jest mocno abstrakcyjna. Przede wszystkim traktujemy to co robimy jako muzykę, ale oczywiście można doszukać się aspektów pewnego słuchowiska z dramaturgią. Kiedyś zrobiliśmy słuchowisko, w którym pocięliśmy mnóstwo rzeczy z naszej biblioteki i stworzyliśmy abstrakcyjne dialogi, które tak naprawdę nie przekazywały niczego sensownego, ale głosy aktorów brzmiały bardzo sugestywnie. Myślę, że w naszych zabawach dźwiękiem najważniejsze jest doświadczanie muzyki na różne sposoby i wyciąganie z niej nowych, nieznanych rzeczy.
Zaczęliście wykorzystywać wideo już podczas Waszej pierwszej trasy. Ale koncertowaliście dopiero w 2005 roku, po wydaniu trzech albumów.
Nick: Graliśmy jeden koncert po wydaniu drugiej płyty, ale zdecydowanie nie podobał się nam nasz występ na żywo
Paul: Tak, o mało co nie zadecydowaliśmy, żeby nigdy więcej nie występować na żywo. (śmiech)
Nick: Gramy na żywo bardzo rzadko. Studio jest dla mnie bardzo satysfakcjonującym miejscem – jesteś w środowisku, w którym wszystko masz pod kontrolą, możesz dokładnie dopracowywać. Na scenie pojawia się totalny bałagan – grając po raz pierwszy, brzmiałem jak morderca muzyki, a poza tym publiczność strasznie mnie przerażała.
Chyba w tym momencie zorientowaliśmy się, że występowanie na żywo jest czymś diametralnie odmiennym od grania w studiu. To zupełnie inna estetyka i perspektywa.
Paul: Zaczęliśmy dostrzegać potencjał w ruchomych obrazach, możliwości ich wykorzystywania. Widzieliśmy że pokazanie ich na żywo zupełnie zmienia sposób postrzegania naszej muzyki, niż nagrywanie wszystkiego jedynie w studiu. Zaczęliśmy zastanawiać się, co możemy zrobić, aby nasze koncerty były ciekawsze, wychodziły ponad odgrywanie nagrań, które stworzyliśmy wcześniej.
Jak powstawał Wasz nowy album „The Way Out”? Mieliście bardzo długą przerwę od poprzedniego wydawnictwa.
Paul: To był bardzo długi okres czasu. Zaczęliśmy analizować co zrobiliśmy i co nowego możemy zaprezentować. Powstawanie albumu zaczęło się od zbudowania ogromnej biblioteki sampli, powiększania jej i dodawania różnych tematów, wątków, które nawzajem ze sobą współgrają. Stworzyliśmy dużo ciekawego materiału i pomimo tego, że nie wykorzystaliśmy wielu nagrań z tych, znacząco wpłynęło to na nasze spojrzenie na muzykę.
Nick: Duży wpływ miało też to, że urodziły mi się dzieci, ustatkowałem się. To niesamowite mieć dzieci i patrzeć jak dorastają. Jednocześnie musisz się nimi zajmować i pamiętać, że przecież musisz nagrać jeszcze dobrą płytę (śmiech). Więc pojawiała się duża motywacja, żeby równolegle z wychowywaniem dzieci stworzyć dobrą muzykę. Jestem bardzo dumny z tej produkcji. Myślę, że w dużej mierze spełniła moje oczekiwania. W pewnym stopniu ludziom może kojarzyć się z tym, co robiliśmy w przeszłości, ale moim zdaniem brzmimy teraz o wiele lepiej. Jestem szczęśliwy, że udało mi się nagrać ten album.
Przed wydaniem „The Way Out” uczestniliście w projekcie „Dark Was the Night” – nagraliście cover Nicka Drake’a „Cello Song” z Jose Gonzalezem. Opowiedzcie jak doszło do tej współpracy i dlaczego nagraliście akurat ten utwór?
Nick: Graliśmy go jako cover na naszych koncertach, a Bryce Dessner, gitarzysta The National, który był kuratorem tej kompilacji, spytał nas czy nie chcemy połączyć sił z Jose Gonzalezem i umieścić go na tej składance. Mieliśmy już gotową wersję, a on po prostu dodał swoje partie i wokale.
Czyli nie przygotowaliście tego utworu specjalnie na tą kompilację?
Paul: Nie, po prostu powstał przy okazji. Mamy dłuższą historię z Bryce'm z The National. Koncertowaliśmy z jego innym zespołem wcześniej, Clogs. Graliśmy na festiwalu, którego był kuratorem. Więc już od dawna jesteśmy przyjaciółmi – on wiele razy słyszał to nagranie, a my nigdy nie umieściliśmy go na żadnej z naszych płyt. Ta składanka okazała się do tego doskonałą okazją.
[Jakub Knera]