polecamy
Podziel się: twitterwykopblipfacebookdelicious
 Strategie korporacji muzycznych


Strategie korporacji muzycznych

Fuzje i przejęcia to jeden z magicznych terminów współczesnego zarządzania i kierowania organizacjami gospodarczymi. Nie ma co ukrywać, wykupywanie już istniejących firm stanowi często dużo łatwiejszą metodę zdobycia udziałów w rynku niż budowanie swojej pozycji od podstaw, a ponadto pozwala pozbyć się konkurencji. Tego typu praktyki prowadzą więc często do monopolizacji danego rynku, lub przynajmniej do powstania kilku dominujących podmiotów, które już między sobą potrafią ułożyć zasady gry tak, by nikogo za bardzo konkurencja nie bolała, np. formując kartel. Dlatego też w miażdżącej większości przypadków na fuzje i przejęcia muszą wyrazić zgodę urzędy antymonopolowe. W Europie taką rolę pełni Komisja Europejska, w USA Federalny Urząd Antytrustowy.


    A jak się ma ta tematyka do spraw około muzycznych? Otóż dość bezpośrednio. Trend do koncentracji i zwiększania udziałów w rynku muzycznym trwa od lat. Przebiega ona na dwóch frontach. Primo, poszczególne koncerny muzyczne wykupują się nawzajem, ograniczając liczbę dużych graczy i sprowadzając rynki muzyczne poszczególnych państw do zbioru lokalnych filii grubych ryb. Fakt jest taki, że obecnie, po połączeniu się Universalu i BMG na świecie działają już tylko cztery globalne koncerny fonograficzne. Im właśnie zawdzięczamy bardzo atrakcyjne ceny płyt w głównym obiegu. Secundo, zaszła tak zwana integracja pionowa, co oznacza, że w rękach jednego konglomeratu znajdują się firmy składające się na cały łańcuch, niezbędny by muzyka dotarła do odbiorcy - od firmy wydawniczej, przez telewizję i prasę muzyczną, po producentów sprzętu. Do tego dochodzi jeszcze współpraca, wręcz symbiotyczna, z przeróżnymi firmami produkującymi dobra konsumpcyjne - ostatecznie nie ma chyba lepszego sposobu na przekonanie ludzi, szczególnie młodych, do konsumpcji jakiegoś dobra, niż wpojenie im, że kupując je nabywają też pewien status, image i tożsamość. Tą kwestią zajmę się w innym tekście.


    Wróćmy do monopolizacji rynku wydawniczego. Dlaczego obecnie przybrała ona na intensywności i dlaczego urzędy antymonopolowe wydały zgodę na fuzje, które wcześniej blokowały? Otóż zyski koncernów spadają i to dość drastycznie. Przyczyny nie trzeba szukać daleko, ostatecznie ten tekst czytacie w sieci, więc chyba odpowiedź jest dla was ewidentna. Pomimo, że przejęcia nie są żadnym remedium na mp3-kową plagę dotykającą koncerny, można tłumaczyć się, że w czasie spadających zysków, jedynie integracja pozwoli zmniejszyć koszty działalności firm i zwiększyć ich konkurencyjność. Istny bełkot, takie działanie nijak nie prowadzi do obniżki cen płyt, które osiągają swe niebotyczne poziomy dzięki ogromnym wydatkom na marketing i reklamę. No ale nic w tym dziwnego, większość oferty nurtu mainstream'owego prezentuje tak żałosny poziom, że sporo trzeba wydać, by przekonać konsumentów do tych muzycznych hamburgerów. Pomstując więc do nieba na piratów, koncerny wykorzystały pretekst, by pogłębić monopolizację rynku.


    Zauważmy natomiast, że nawet jeśli ich krótkookresowe wyniki finansowe wykażą poprawę, nie zmienia to faktu, że nie jest to żadne działanie zmniejszające atrakcyjność mp3-ek. Te nadal pozostają tak samo tanie, a ich jakość nadal jest tak samo niższa. Internet musiał zostać jakoś zaprzęgnięty w machinę korporacyjną. Handel internetowy także nie powstrzymał inwazji mp3, mimo ewidentnych plusów po stronie kosztów i oferowania płyt taniej niż w tradycyjnych sklepach, więc obecnie firmy fonograficzne oferują nową formę sprzedaży swoich produktów. Odpłatnie można je ściągnąć z internetu, z tym, że nie trzeba już zawracać sobie głowy kupnem całego albumu. Opłata to zazwyczaj 1$ za utwór, czyli jeżeli podobają ci się tylko, to zamiast kupować Big Maca, kup je sobie. Już widzę te oferty: 30 deko Britnej poproszę, pół kilo Linkin Park, tylko bez kości. Swego czasu lider Queens of the Stone Age, Josh Homme, narzekał, że ludzie w Stanach nie angażują się w muzykę i słuchają tylko kilku wybranych fragmentów płyty, bez zgłębiania całości. Teraz jego obawy mogą zamienić się w koszmar - połowa zabranych na koncercie znać będzie jedynie singlowe przeboje. To aż przerażające, jak merkantylnie podchodzi się do muzyki i twórców.


    Jednakże ta strategia, mająca na celu zmniejszenie atrakcyjności mp3, obróci się najprawdopodobniej przeciwko samym jej propagatorom i to z dwóch powodów. Po pierwsze, z tej opcji skorzysta przede wszystkim klient masowy, gustujący w przebojach królujących na światowych listach. Nie ukrywajmy, ściągając z netu 3 kawałki tych pseudotwórców wiesz już, jak brzmi ich cała płyta. Sprzedaż albumów tego pokroju gwiazd według mnie się obniży, co odbije się na kieszeni firm. Nie żebym się tym martwił. Tym co mnie martwi, jest możliwość pewnego 'udupienia' kapel wartościowych, które także zostaną dotknięte możliwością nabywania pojedynczych elementów ich działalności. I kto jeszcze będzie pamiętał, że muzyka to sztuka, a album powinien stanowić pewną zamkniętą całość, pewien koncept. Po drugie, okazać się może, że kolejne tego typu pomysły, ujawniające coraz wyraźniej, jak układają się w preferencjach koncernów proporcje pomiędzy wartością artystyczną muzyki, a jej rynkowym potencjałem, spowodują w połączeniu z niezmienionymi cenami płyt, że wykonawcy ambitni odwrócą się od koncernów na rzecz wydawania mojej muzyki w wytwórniach niezależnych. A to już w ogóle mnie nie martwi. Może z czasem nawet rola majors w dystrybucji wydawnictw niezależnych ulegnie ograniczeniu.


    Wydaje mi się, że globalny kombinat muzyczny nie wyciąga odpowiednich wniosków z mp3-kowej plagi ogarniającej swoimi mackami coraz szersze połacie naszej planety. Jak na razie ten Goliat nie odpowiedział zbyt skutecznie na rozproszone ataki małych Dawidków. Nie podjął żadnych działań naprawdę mogących zwiększyć sprzedaż płyt - czyli po prostu nie obniżył ich cen. Menedżerowie koncernów wykorzystali tą sytuację jako pretekst do zagrywek, które koncentrują się na giełdowych wskaźnikach i mają na celu poprawę ich i tak już niezłej sytuacji finansowej. Ponadto strzelają sobie samobójczą bramkę w tym pojedynku. Ale być może nie powinniśmy od nich oczekiwać zbytniej przebiegłości i spójności podejmowanych decyzji - ostatecznie, to Sony wypuścił na rynek pierwsze odtwarzacze mp3, będąc zarazem jednym z największych koncernów fonograficznych.

[Piotr Lewandowski]