Dlaczego Szwajcarzy z Zatokrev nigdy nie spotkali u siebie fioletowo-białej krowy? Bo zasłuchiwali się w apokaliptyczno-samobójczych odmętach wygenerowanych przez Neurosis, Godflesh, czy Esoteric. Rzeczoną krowę widziałem tylko w telewizji, a "Bury The Ashes" to mój pierwszy kontakt z dokonaniami muzyków Zatokrev. Dodam tylko, iż opisywana płyta to drugi krążek w dorobku kwartetu. Muzyka totalna! Wykrzyknąłem i siadłem. Ba, zostałem zgnieciony. Brzmienie poraża. Jest bardziej nasycone bólem niż fala uderzeniowa po niejednej eksplozji jądrowej. Do tego dochodzą desperackie krzyki, zastój w powietrzu i chrzęst łamanej karoserii. Zatokrev rzeźbi w ludzkiej psychice labirynty bez wyjścia, w których kurz i zwały dymu są w każdym korytarzu, a światło dawno już tu nie zajrzało. Erupcja wulkanu to mało, bo świat Zatokrev jest już po kilkuset takich wydarzeniach. Pustka, izolacja, świat "po" - "Bury The Ashes" buduje monumentalne pomniki ku chwale przeszłości. Wspiera je na najtwardszych doommetalowych cokołach i oblewa sludge'owym deszczem. Wreszcie, "Bury The Ashes" to także doskonała odtrutka na wiekopomne pomysły ministra Orzechowskiego. Buy or die!
[Marc!n Ratyński]