Każdy ma w życiu chwile słabości. Ja kiedyś uważałam, że Marilyn Manson to wielki artysta. Nihilizm czasów licealnych wyparował już dawno, zmieniając się w stetryczałą ironię. A w takim stanie trudno poważnie traktować czterdziestoletniego mężczyznę w makijażu Tirówki, który śpiewa: „Gdybym był twoim wampirem/ Śmierć nie czeka na nikogo/Weź mnie za rękę/Myślę, że nasz czas nadszedł”. Prawie jak u Daniele Steel – wzruszająco i przejmująco.
Manson nie jest złym muzykiem i pewnie dla kogoś, kto nigdy wcześniej go nie słyszał „ Eat Me, Drink Me” może być objawieniem. Ale jeśli ktoś zna wszystkie jego wcześniejsze dokonania, poczuje się zmęczony manierycznym śpiewem, lekko pretensjonalnymi tekstami. No i ten mroczny image idący pod rękę z młodszą o połowę, perwersyjną kochanką. Trochę nieudana próba zakamuflowania kryzysu wieku średniego. Natura nie poskąpiła Mansonowi talentu do wymyślania chwytliwych melodii, które potrafi obudować wpadającymi w ucho aranżami. Niestety, gdy rozdawała dystans do siebie, ominęła artystę szerokim łukiem. Jak tak dalej pójdzie za kilka lat zobaczymy go w reality show w MTV jak w klapkach i dresie wyrzuca śmieci. Oczywiście, w czarnym worku.
[Dagny Kurdwanowska]