polecamy
Podziel się: twitterwykopblipfacebookdelicious
MACHINE MEN Circus Of Fools

MACHINE MEN
Circus Of Fools

Machine Men porusza się po przeraźliwie wyeksploatowanym muzycznym gruncie melodyjnego metalu. Aż trudno uwierzyć, ale "Circus Of Fools" trzyma poziom, a wokal Antony'ego nie przyprawia o mdłości. Młodzi Finowie nagrali swój trzeci duży krążek w studiu Fantom, które gościło już choćby rzeźników z Rotten Sound. Całość dopieszczono w Finnvox. Powstał album, który zadowoli fanów melodyjnego grania spod znaku solowych dokonań Bruce'a Dickinsona, niemieckich luzaków z Edguy, czy skandynawskich Sonata Arctica lub Nocturnal Rites. Poszczególne kompozycje płynnie przechodzą jedna w drugą. Tak na dobrą sprawę, dopiero w szóstym na płycie "Where I Stand", można dostrzec oznaki jakiegoś urozmaicenia. Pojawiają się akustyczne partie i fragmenty bardziej zróżnicowanego głosu Antony'ego. Machine Men potrafi też zaatakować gitarowym ogniem ("Border Of The Real World") czy postmaidenowskimi zaśpiewami ("Dying Without A Name"). Album kończy najdłuższy, ponad siedmiominutowy utwór "The Cardinal Point". Niewątpliwie najciekawszy na płycie, z gościnnym udziałem m.in. Marco Hietala (Nightwish, Tarot), Tommi'ego Salmela (Tarot), Keijo Niinimaa (ze wspomnianego już Rotten Sound). Wyróżnić należy jeszcze dwa otwierające krążek utwory (tytułowy i "No Talk Without The Giant") za interesujące gitarowe struktury i przebojowość. Bo właśnie to ostatnie pojęcie doskonale charakteryzuje "Circus Of Fools" - płytę tak na dobrą sprawę z ogromnym bagażem gatunkowym, ale jednak bez własnej inwencji. Wszystko jest tu ułożone, zapięte na ostatni guzik, przez co czasem brakuje trochę świeżego powietrza. Na pewno nie można mówić o braku kompozytorskiego zaplecza, bo dźwiękowe puzzle Finowie złożyli wzorowo. Dobrze byłoby jednak, aby w przyszłości dodali coś więcej od siebie. Na razie mocno naciągana "czwórka" za dobre pierwsze wrażenie.

[Marc!n Ratyński]