Proszę, proszę, wiolonczela w rockowych składzie nie jest zbyt częstym zjawiskiem. Na "Apatheia" partie tego instrumentu zostały umiejętnie wplecione w rockowe ramy. Czesi czerpią garściami z tradycji artrocka lat 70. Budują całkiem przyjemne struktury, łącząc progresywność z przystępnością. Nie jest to bynajmniej odkrywanie Ameryki, ale "Apatheia" daje nadzieję, iż czeskie trio nagra w przyszłości materiał co najmniej godny uwagi. Na razie jest trochę w kratkę. Pomysły są mocno nieoszlifowane, choć podstawy zespół ma opanowane. Na pewno słucha się tego znacznie lepiej niż, recenzowanego w tym numerze, albumu ich rodaków z Anime. To co ma Apatheia, to zdecydowanie większa wrażliwość na dźwięki i umiejętności, aby zespolić to w kompozycyjne ramy. Najlepsze wrażenie sprawia najdłuższy na płycie "Le Narcisse De L'ecritoire" - pełen zwrotów akcji, mieszania tempa, po prostu twórczego zdecydowania. Mimo wielu ciepłych słów, Apatheia to wciąż muzyczny żółtodziób, któremu nie będzie łatwo dojść wyżej. Takie granie dla garstki przyjaciół z pobliskiego miasteczka. Nic ponadto, niestety.
[Marc!n Ratyński]