19 (Wrocław) i 20 (Warszawa) czerwca odbył się koncert prezentujący muzykę spod szyldu HydraHead Recordings. Jego główną gwiazdą był ISIS, dobrze w Polsce znany bostoński kwintet. Już w 2005 roku w stolicy mieliśmy okazję zapoznać się z ich twórczością na żywo. Rok temu nie doszedł do skutku ich koncert w roli supportu Tool'a, co w stu procentach wynagrodzili tegorocznymi występami. Obok nich zaprezentowali swoje umiejętności Oxbow Acoustic Duo i Boris. Oba zespoły, mało znane w naszym kraju, warte są tego, aby je lepiej poznać.
Muzykę awangardowo-bluesowo-jazzowego Oxbow najlepiej opisują epitety: opętana, nieprzewidywalna, rytmiczna, brudna, demoniczna. Muzycy tworzą świat pełen ekspresji, chaosu i energii. Ich zmagania są próbą zapanowania nad tymi żywiołami. Nawet w najdelikatniejszych i najspokojniejszych momentach pełno w nim zła, niepokoju i przerażenia. Odczucia te powoduje histeryczny wokal. Niejednokrotnie przemienia się on w wokalizy, podobne do tych serwowanych przez free-jazzowych współpracowników Johna Zorna. Cały ten obłęd spotęgowany jest przez teksty. Do ich opisania powinien wystarczyć fakt, że pierwsza płyta "Fuckfest" miała być listem pożegnalnym przed popełnieniem samobójstwa przez wokalistę (tak na szczęście się nie stało, dzięki sukcesowi, jaki osiągnęła - postanowił kontynuować karierę z zespołem). My będziemy mogli zapoznać się z sercem - Eugene Robinson (wokal) i mózgiem - Niko Wenner (gitara) zespołu. Występują jako Oxbow Acoustic Duo, albo Oxbow presents Love's Holiday, ale to tylko koncertowy projekt prezentujący twórczość grupy w innej, skromniejszej aranżacji. Eugene znany jest z kontrowersyjnych zachowań scenicznych. Tradycyjnie już występuje w samych slipach, a podczas tych akustycznych występów nie posługuje się mikrofonem. Nie dajcie się jednak zwieść pozorom! Nie jest kameralnie, choć momentami bywa intymnie. Nie jest spokojnie, choć bywa przygnębiająco.
Boris to jeden z najbardziej unikalnych i intrygujących zespołów na dzisiejszej scenie muzycznej. Ich twórczość cechuje ogromna różnorodność i eklektyzm. Z łatwością zmieniają swój styl z płyty na płytę, jednocześnie zachowując swoje charakterystyczne brzmienie. Wielu próbuje przyporządkować ich do jakiegoś gatunku. Zamiast tego, proponuję po prostu posłuchać ich muzyki, a do słuchania nazbierało się już całkiem sporo materiału. To jeden z tych zespołów, które uwielbiają wydawać swoje nagrania w kilku wersjach kontynentalnych i na różnych formatach. Dokładając do tego splity, kompilacje, gościnne udziały, współprace z innymi artystami i wznowienia starych płyt uzbierać się może pokaźnych rozmiarów kolekcja (12 samodzielnych LP, 3 koncertowe, 7 z udziałem innego artysty, 2 single, 4 splity, 4 DVD i 3 pozycje w drodze - niezły wynik jak na 11 lat).
Boris powstał w Tokyo w 1992 roku. Oryginalny skład tworzył kwartet: Atsuo (wokal), Wata (gitara), Takeshi (bas i wokal) i Nagata (perkusja). Ten ostatni odszedł w 1996 roku jeszcze przed nagraniem pierwszego krążka, pozostawiając Atsuo w roli perkusisty. Wśród swoich inspiracji podają m.in. the Melvins (od ich piosenki z albumu "Bullhead" pochodzi nazwa zespołu), Motörhead, Blue Cheer, Cream i Earth. Już w tych nazwach ujawnia się bipolarna natura tej grupy, którą zresztą akcentują w pisowni swej nazwy. Widząc BORIS (pisane wielkimi literami) na okładce możemy się spodziewać ostrego garażowo-metalowego grania na styl lat 70. Najbardziej udaną odsłoną tego ego jest "Heavy Rocks", znajdziemy na nim psychodeliczny rock z inkantacjami punkowymi. Podobnie jak na audio-wizualnym koncepcie "Vein", czy kultowym już "Akuma No Uta". Natomiast płyta podpisana Boris lub boris to znak dla fanów, że będą mieli do czynienia z szeroko rozumianą, gitarową muzyką eksperymentalną. Kryje się za tym połączenie drone, noise i ambientu. Przeciągłe, jednostajne i ciężkie akordy, które tworzą powolnie snujące się melodie. Całość tworzy najczęściej jeden utwór, trwający około godzinę. Dobrym przykładem na to jest posępny "Absolutego", epicki "Flood" (pozycja obowiązkowa!) i delikatny "Feedbacker". Na uwagę zasługuje także seria "The Thing Which Solomon Overlooked" z krótkimi formami ambientowymi i dwupłytowy "Dronevil", który dla uzyskania pełnego efektu, powinien być słuchany z obu krążków symultanicznie. Powstała także hybryda tego dwugłowego potwora, jest nią "Pink" zawierający elementy obu twarzy zespołu. Ciekawymi pozycjami są także "Mabuta No Ura" (ścieżka dźwiękowa do nieistniejącego filmu) i albumy wspólnie nagrane z mistrzem hałasowania - Merzbowem. Japońskie trio ostatnio przeżywa renesans za oceanem, a to za sprawą rockowego "Rainbow" (nagranego z wirtuozem gitary Michio Kuriharą) i "Altar" (wspólne dzieło z legendarnymi drone'owcami z Sunn O))) ). Gorąco zachęcam do zapoznania się z tymi nagraniami.
Oba zespoły ciężko zapracowały na swój artystyczny sukces i odnalazły swoją niszę. W pełni też zasłużyły na to, by wystąpić obok ISIS jako świetne dopełnienie wieczoru. Nie odważyłbym się nazwać ich supportem. Dla mnie ich występ był równie ważny, jak koncert bostońskiej piątki.
[Krzysztof Pietraszewski]