Zapoczątkowana w ubiegłym roku debiutanckim albumem Village Kolektiv ofensywa oficyny Open Sources na rzecz wykazania, że rodzime ludowe tradycje muzyczne mogą zyskać zupełnie nową jakość poprzez umieszczenie ich w ultranowoczesnym kontekście, swoją drugą odsłonę znalazła dzięki beskidzkim góralom z Psio Crew. Ekipa z Bielska, oparta o muzyków Kapeli Śtyry, już na samym otwarciu albumu wyraża credo swym: "Hej siup hopa góralszczyzna daje kopa!!!", po czym momentalnie bierze się za jego realizację poprzez niespotykane dotychczas wymoszczenie dynamicznych góralskich melodii drum'n'basową, hip-hopową i reggae'ową rytmiką. I już od pierwszej minuty wychodzi im to cholernie przekonywująco i energetycznie. Smyczkowe, bezpośrednie linie melodyczne wraz z góralskimi melodiami okazują się wybuchać niczym dynamit w tych zgrabnych i zwiewnych aranżacjach, które choć na pierwszy rzut oka utrzymane są cały czas w zbliżonej konwencji, to jednak właśnie dzięki przeskakiwaniu od jungle'owych i drum'n'basowych spięć, przez hip-hopowe bujania po dubowe przestrzenie, odkrywają coraz to kolejne oblicza tego amalgamatu. Psio Crew stawia na pozytywną energię i wręcz nią emanuje, wypadając dzięki temu autentycznie i szczerze w swym - dla niektórych zapewne obrazoburczym - pomyśle na muzykę.
Wiadomo, w przekroju polskiej muzyki ludowej góralska jest jedną z, powiedzmy, najbardziej ludyczno-przaśnych, co jest wręcz namacalne w tekstach i określa też taneczno-imprezowy charakter utworów. Olbrzymią zaletą Psio Crew jest jednak to, że w miarę obcowania z płytą narasta w nas wątpliwość, czy mamy do czynienia z nowoczesnym, klubowym spojrzeniem na muzykę ludową, czy też raczej z beskidzkim zmierzeniem się z elektroniką i hip-hopem. W tym pozytywnym i wartym komplementowania obrazie widać jednak kilka zgrzytów, wynikających z przekleństwa nadmiaru. O ile "Góry, moje góry" osadzone na beat-boxie są frapującym zaskoczeniem, o tyle kilkukrotne próby zdetronizowania Noviki porywaniem się na klubowy pop czy zamknięcie albumu a capella wprowadzają już zdecydowanie nadmierny "eklektyzm". Odchudzenie trwającego przeszło godzinę albumu o tych kilka odstających kawałków wyszłoby mu tylko na dobre i wykrystalizowało jego formę, która tak się nieco rozmywa w dłużyznach. Jednak i z tym mankamentem, "Szumi Jawor Soundsystem" dowodzi, że Psio Crew wie, jaką drogą podąża i dlaczego, debiutując płytą świetną.
[Piotr Lewandowski]