Scritti Politti to przedziwny zespół. W ciagu 28 lat działalności nagrał raptem 5 pełnowymiarowych albumów. Na samym początku kariery grali gęsta, pełną dysonansów muzykę z rejonów Gang of Four i supportowali na koncertach Joy Division. Liderem zespołu od zawsze był wokalista i kompozytor Green Gartside - hiperwrażliwy Walijczyk obdarzony głosem wiecznego czternastolatka. Kiedy po kilku latach spędzonych w undergroundzie postanowił popchnąć zespół w stronę muzyki pop pozostał sam na placu boju. Nazwa grupy stała się wówczas niejako wehikułem do jego solowych, muzycznych poszukiwań. W latach 80-tych nagrał kilka na zawsze kojarzonych z tą dekadą hitów z nieśmiertelnym "Perfect Way" na czele. Kolejna dekada była już dla niego mniej łaskawa i zespół na dobre pogrążył się w zapomnieniu. Niedawno pojawiła się jednak znakomita składanka "Early" dokumentująca początkowy, garażowy i nieokiełzany etap w twórczości zespołu. No a teraz doczekaliśmy się pierwszego od 7 lat premierowego materiału. Tyle w ramach zachęty.
Green Gartside jest odpowiedzialny za wszystkie kompozycje i aranżacje na "White Bread Black Beer", ba!, sam zagrał na wszystkich instrumentach i podjął sie także produkcji albumu. Aby wszystko zostało w rodzinie okładkę zaprojektowała jego żona, zaś całość została nagrana w ich współnym domu. Po kilkukrotnym przesłuchaniu płyty chcąc nie chcąc trzeba rzec: ciepłe kluchy do poduchy i śmierdzące kapcie. Niestety piosenki wlatują jednym uchem i wylatują natychmiast drugim. Brakuje im dzikości pierwszych nagrań i przebojowości cechującej ich późniejsze dokonania. Ot, delikatne pioseneczki, raz bardziej akustyczne a kiedy indziej bardziej klawiszowe, o ciepłym, jednak trącącym myszką brzmieniu. Piosenki rzecz jasna traktują o miłości i spodobają się wszystkim romantycznym chłopcom i dziewczynom. Ja się z tego towarzystwa wypisuje.
Niektórzy nazywają taką muzykę inteligentnym popem. Jeśli oznacza to, iż w pół roku od pierwszego przesłuchania nadal nie umiem zanucić żadnej z 14 piosenek, to w rzeczy samej, trzeba się było sporo nagłówkować aby wymyśleć tak cholernie inteligentne "melodie".
[Marcin Jaśkowiak]