Już w okolicach premiery wspaniałej płyty duetu Isobel Campbell & Mark Lanegan, czyli około rok temu, pojawiły się informacje, że równolegle z korespondencyjną pracą nad owymi psychodelicznymi anielsko-diabelskimi balladami, Campbell pracowała nad albumem znacznie bliższym folkowej tradycji. "Milk White Sheets" jest właśnie przejawem fascynacji brytyjską muzyką folkową, na który składa się aż pięć interpretacji motywów tradycyjnych, dwa utwory autorstwa innych artystów i sześć piosenek napisanych przez Isobel tak blisko obranej konwencji, że niemal niemożliwych do odróżnienia (chyba, że są to instrumentalne interludia). O ile zatem na "Ballad of Broken Seas" z Laneganem dominował klimat barowo-gorzki, a elementy muzyki tradycyjnej pojawiały się za sprawą frapujących adaptacji country, to już pierwszy kontakt z "Milk White Sheets" unaocznia, że folk brytyjski - lub jego selekcja dokonana przez Campbell - jest muzyką bardzo skromną w środkach i dyskretną w treści.
Jak na byłą wiolonczelistkę i wokalistkę Belle & Sebastian przystało, pierwszoplanowe znaczenie ma tutaj głos (jeden utwór jest wręcz zaśpiewany a capella), umieszczony w kruchych akustycznych aranżacjach, z reguły prowadzonych jedynie przez gitary, od czasu do czasu wzmacnianych smyczkami i sporadycznie przez sekcją rytmiczną. W swym ukłonie w stronę folkowych wokalistek sprzed lat, Isobel stara się raczej jak najwierniej przybliżyć do tradycyjnej maniery wykonawczej, co w obliczu relatywnej skromności i jednorodności melodycznej poszczególnych utworów stawia ją przed sporym wyzwaniem. Nie można pani Campbell zarzucić braku ambicji i starań - bądź co bądź to właśnie jej uroczy, hipnotyzujący wokal stanowi o wartości albumu i umożliwia obcowanie z tymi tradycyjnymi tematami, niemal jak współczesny taper czyni strawnym archaiczny niemy film. Intymne, jesienne wokalizy kreujące przemawiający do słuchacza oniryczny nastrój to główny argument na rzecz sięgnięcia po płytę. Jednakże właśnie wierność konwencji sprawia, że zwrot w stronę tradycji nie może być określony jako "korzenie patrzące do przodu". W spektrum około folkowych wariacji Isobel stawia się dzięki "Milk White Sheets" na zupełnie przeciwnym biegunie niż ten zajmowany przykładowo przez Cocorosie, przez co płycie brakuje wyrazu, piętna wykonawczyni i jej namacalnego wpływu. Pozostając w tle i sprowadzając się do roli medium interpretowanej tradycji, Isobel nagrała płytę, która nieco zbyt mocno sprawia wrażenie relacji z etnograficznych poszukiwań, co zapewne jest bardzo intrygujące dla eksplorującego twórcy, ale niestety niekoniecznie dla słuchaczy.
[Piotr Lewandowski]