Belgijska wioska Dour od trzech lat należy do naszych ulubionych miejsc na muzycznej mapie Europy. Od osiemnastu lat odbywa się tam jeden z najciekawszych obecnie festiwali na starym kontynencie. O ile początkowo impreza była jednodniowa i występowały na niej jedynie zespoły francuskojęzyczne, to później rozszerzyła się ona do dni czterech przyjmując nazwę "Belgian Alternative Music Event". Tegoroczna edycja przynosi kolejne nowum, Dour to teraz "European Alternative Music Event" i słusznie, gdyż rzeczywiście jest to prawdopodobnie największe i najbardziej płodne laboratorium współczesnej muzyki niszowej w Europie. Ponadto, z każdym rokiem umiędzynarodowieniu ulega festiwalowa publiczność, wśród której można spotkać też Polaków.
Na dwóch dużych scenach pod otwartym niebem i czterech ukrytych w namiotach, przez cztery dni od południa do świtu rozbrzmiewa muzyka, zazwyczaj dobitnie dowodząca, że nazwa festiwalu jest całkowicie adekwatna. Spektrum gatunków jest niewyobrażalne i być może nawet najszersze spośród festiwali europejskich. Różnorodna muzyka gitarowa, od arcyciężkich wygarów i punk, przez kapele rockowe (z wszelakimi przedrostkami typu indie-, post-, math-, etc.) po folk; hip-hop, reggae, dub i ska (Dour to najważniejsza impreza dla fanów tej muzyki w Belgii i Francji); elektronikę wszelkiej maści, miejsce dla popu też się znajdzie. Zespoły legendarne, uznane i debiutujące wraz z tysiącami bawiących się osób tworzą intensywny klimat dionizyjskich wręcz igrzysk. Naprawdę dzieje się tam tak wiele, że czasem aż ciężko się połapać i wszystko ogarnąć.
Ponadto zawsze w programie znajduje się wydarzenie zupełnie unikatowe. Dla przykładu, trzy lata temu jeden z bardzo nielicznych koncertów pod otwartym niebem dał King Crimson, przed dwoma laty jedyny koncert w Europie zagrał RJD2, a rok temu na genialnym secie Amona Tobina pojawił się Mike Patton na wokalu. W tym roku na taką atrakcją zapowiada się być pierwszy i jedyny na kontynencie koncert Peeping Tom, czyli aktualnego wcielenia Pattona. Równie ważna jest skrajnie odmienna cecha festiwalu w Dour. Każdego roku poznaję tam co najmniej kilka zachwycających zespołów/artystów, o których nigdy wcześniej o nich nie słyszałem. Organizatorzy naprawdę mają świetny system wyszukiwania i selekcji wykonawców.
W tym roku moja subiektywna ocena nakazuje mi wspomnieć o występach takich artystów jak (w kolejności alfabetycznej, bez wartościowania, przepraszam za przemilczenie ominiętych): 31 Knots, And You Will Know Us by the Trail of Dead, Agnostic Front, Alias, Animal Collective, Apocaliptyca, Arab Strap, Battles, Bauchklang, Birdy Nam Nam, Capleton, Dosh, Eak-a-Mouse, Ellen Alien, Fennesz, Hexstatic, Jackson and His Computer Band, Matthew Herbert, Messer Chups, Modeselektor, Mudhoney, Nitzer Ebb, Peeping Tom, Pharoahe Monch, Primal Scream, Puppetmastaz, Soulfly, The Gossip, etc. Oraz przeszło setka innych, których listę znaleźć możecie na stronie http://www.dourfestival.be/en/band.
Ubiegłoroczna edycja była pierwszą w historii kompletnie wyprzedaną, ściągając do Dour 128 tysięcy osób. Jako że z każdym kolejnym rokiem widzów jest coraz więcej, podobnie może być i w tym roku. Festiwal nadal należy do najtańszych w Europie, karnet za cztery dni kosztuje 70 euro, plus 10 za kemping. Na szczęście problemów z zakupem biletów na miejscu nie ma, więc ci z was, którzy jeszcze na wyjazd do Dour się nie zdecydowali, mogą śmiało uczynić to spontanicznie. Żałować tego raczej nie będziecie. Au revoir au Dour!
[Piotr Lewandowski]