polecamy
Podziel się: twitterwykopblipfacebookdelicious
MAURACHER Kissing My Grandma

MAURACHER
Kissing My Grandma

Na artystę o pseudonimie Mauracher zwróciłem uwagę dzięki zaproszeniu go przez Sofa Surfers do otwierania koncertów ich tegorocznej trasy. Podobnie jak i członkowie Sofy, Mauracher to Austriak, podobnie zaczynał on także od muzyki elektronicznej, by teraz na swoim drugim albumie zwrócić się w stronę brzmień organicznych, wymieszanych z didżejską produkcją jak żywcem z katalogu Ninja Tune. Mauracher gra muzykę zdecydowanie rozrywkowową i eklektyczną do bólu. Wspomagany przede wszystkim przez dwójkę wokalistów - Maję Racki i Frenka Lebela, balansuje pomiędzy pogodnymi i dopracowanymi piosenkami a utworami o bardziej rockowym zacięciu. W pewnym sensie "Kissing My Grandma" jest pozycją symptomatyczną dla takich quasi-solowych produkcji autorstwa muzyków nie grających osobiście na instrumentach - wszystko jest tutaj poukładane, dopięte na ostatni guzik, perfekcyjne i zróżnicowane. Podobnie jak na ostatnim albumie Coldcut, znajdujemy tutaj mrowie kompozycji, którymi łatwo się zrelaksować lub rozbudzić, ale ciężko je zachować w głowie. Żywą perkusję wypycha zwiewny bit, samplowanych instrumentów i dźwięków jest co nie miara - choćby w Kill Me słyszymy falujące dęciaki, potem flet, rockowe przyspieszenie; kolejne kawałki przynoszą banjo, instrumenty smyczkowe, niezmiennie na tle produkcji ułożonej jak absolwent Eton, jakby obawiającej się, by żadnym faux pas nie zakłócić całości. Znalazło się także miejsce na dziecięcy chórek wykonujący refren najbardziej hip-hopowego utworu na płycie, po którym następuje pościelowa ballada z elektronicznie świdrującym zacięciem. Francuska piosenka a la Serge Gainsbourg dopełnia dzieła. Dwa odmienne wokale nadają muzyce zupełnie odmienny wyraz - kobiecy przynosi najbardziej słoneczne i chwytliwe momenty, męski sprawia, że Mauracher wydaje się być takim ciut bardziej elektronicznym Placebo. W efekcie każdy bezwzględnie kawałek jest nieskalany, przebojowy i wyrwany z kontekstu spokojnie mógłby pohulać w radio i na imprezach. Niestety równie absolutna niespójność tej płyty sprawia, że poza zbiorem uroczych singli nie ma się czego tutaj uchwycić. Dlatego na dłuższą znajomość z tym albumem raczej się nie nastawiajcie.

[Piotr Lewandowski]