Na wydanym dwa lata temu debiutanckim albumie "Out of the Shadow" Rogue Wave był praktycznie jednoosobowym projektem Zacha Rogue. Płyta, wydana początkowo własnym sumptem, odbiła się tak szerokim echem, iż zainteresował się nią Sub Pop i tym samym stała się ona dostępna w Polsce. I bardzo dobrze, gdyż "Out of the Shadow" to fantastycznie delikatne i pozytywne piosenki puszczającego oko do dokonań Simona & Gurfunkela, ale wnoszące tę tradycję w dwudziesty pierwszy wiek. Początkujący artysta momentalnie stanął w jednym szeregu z Yo La Tengo i The Shins, a album jest jednym z moich ulubionych sposobów na przetarcie zachmurzonego nastroju. Wspaniały ładunek pozytywnych emocji. Na potrzeby trasy koncertowej Zach skompletował zespół, z którym teraz nagrał nową płytę. "Descended like vultures" na pierwszy rzut oka robi wrażenie bardziej nostalgicznego czy smutnego dzieła - vide tytuł lub okładka. Okazuje się jednak, że muzyka co prawda jest mniej zwiewna i radosna, lecz jedynie chwilami melancholia potrafi przyćmić nadzieję, nieodłącznie pozostając przy tym bardzo ciepłą. Zaangażowanie zespołu przynosi natomiast wyraźne rozbudowanie brzmienia, znacznie częściej słyszymy elektryczne gitary, większą dynamikę a akustyczne zagrywki, które na debiucie byłyby sednem kompozycji, tutaj są raczej wzbogacającym dodatkiem. Ewidentnie mniej na "Descended like vultures" inspiracji folkowych i charakterystycznej dla tego nurtu skromności aranżacyjnej. Rogue Wave z pełną śmiałością uderza w mocniejsze tony i wychodzi na tym wspaniale. Nie tracąc nic z zaraźliwej melodyki debiutu, umieszcza delikatne i porywające melodie w bardziej rozbudowanych aranżacjach, głębszym brzmieniu, sile gitarowej ekspresji i znacznie odważniej okrasza je studyjną produkcją. Efekt jest piorunujący. Rogue Wave nadal odwołuje się folkowej tradycji, ale umieszcza ją w solidnym, lecz nadal delikatnym, gitarowym kontekście, brzmienie i nastrój czyniąc mniej klarownym, głębszym i bardziej refleksyjnym. Kropkę nad "i" stawia charakterystyczny śpiew Zacha, będący właściwie jedynym bezpośrednim odwołaniem do debiutu i nasycony emocjami identycznie jak na "Out of Shadow". Świetna płyta, a gdy po bliższym zapoznaniu się z płytą dostrzegamy, że Zach używa tych samych broni jak na debiucie, ale znacznie cięższego kalibru, staje się oczywiste, że "Descended like vultures" fantastycznie wyznaczają kierunek rozwoju muzyki Zacha. Jedna z najbardziej oczekiwanych przeze mnie płyt tego roku w Sub Pop'ie spełniła z nawiązką moje nadzieje, przybliżając Rogue Wave do tzw. indie. Podobnie jak Why?, Rogue Wave powala po prostu pięknem swoich bezpretensjonalnych piosenek.
[Piotr Lewandowski]