Bez zbędnego pośpiechu i presji kalifornijski duet Blackalicious zaprezentował swoje piąte wydawnictwo zatytułowane "The Craft", co przetłumaczyć można jako "rzemiosło" - żaden to komplement w odniesieniu do muzyki - ale także jako "kunszt" - a to zupełnie co innego. Trzy lata po premierze "Blazing Arrow", albumu kluczowego dla zespołu i wyznaczającego estetykę pozytywnego hip-hopu spod znaku wytwórni Quannum, Blackalicious powraca płytą, który może nie szokuje tak jak poprzednia, gdyż poprzeczka została postawiona bardzo wysoko, ale porywa kompletnością brzmienia, siłą muzyki i fantastyczną liryką. Chief Xcel oraz Gift of Gab nie dość, że udowodnili swoją niekwestionowaną pozycję wśród najlepszych producencko-wokalnych składów na świecie, to przede wszystkim wykonali kolejny krok do przodu i nagrali płytę stanowiącą wyzwanie dla fanów i atrakcję dla nowicjuszy, będącą jednym z największych i najbardziej organicznych dokonań hip-hopowych tego roku. Funkujące brzmienie osiągnęło intensywność do tej pory niespotykaną zarówno dzięki szerokiemu wykorzystaniu żywych instrumentów, jak i niezrównanej produkcji Xcel'a, a synergia między nim a Gab'em zaowocowała naturalnym złożeniem rymów, rozśpiewanej melodyki oraz pulsującego podkładu - do czego już przywykliśmy - lecz zestawienie Gift of Gab'a z wręcz potężnym brzmieniem pozwoliło na osiągnięcie nowej jakości .
Blackalicious mają tak duże doświadczenie i rozpoznawalny styl, że nie muszą już nic udowadniać i tę swobodę rozwoju słychać na każdej z płyt. Grupa powstała pod koniec lat osiemdziesiątych w Sacramento, gdzie obaj panowie chodzili razem do liceum. Ich drogi rozeszły się by ponownie zejść się w roku 1992 w miejscowości Davis, gdzie powstał Blackalicious i gdzie Chief Xcel zaczął współpracę z hip-hopowym kolektywem SoleSides, który prowadzili DJ Shadow, Lateef the Truth Speaker oraz Lyrics Born, tworzący grupę Latyrx. Właśnie SoleSides wydało pierwszą epkę "Melodica", wskazującą na potencjał zespołu i zachwycającą intensywnie funkowymi podkładami oraz często aż zaskakująco melodyjnym rymowaniem Gift of Gab'a. Na epce udzielają się pozostali członkowie SoleSides, a takie kawałki jak Swan Lake czy Attica Black dziś należy już uznać za klasyki dla zespołu i też dla gatunku, tryskające charakterystycznym głębokim i ciepłym głosem Gab'a oraz wibrującym bitem i samplami sekcji dętej - w tym Xcel jest po prostu mistrzem. W roku 1999 SoleSides przeistoczyło się w Quannum, tamten etap zamykając świetną składanką SoleSides Greatest Bumps, ukazującą wczesne kawałki Blackalicious, Latyrx i Shadowa. Zatem kolejna epka A2G ukazała się już w Quannum, lecz tym razem była ona zapowiedzią pełnej płyty, czyli wydanej w roku Nia, co w języku swahili oznacza "cel". Nia przyniosła produkcję bardziej oszczędną i "podziemną", mniej rozbujaną niż Melodica, mocno opartą na klasycznym dla gatunku stylu samplowania. Na takim tle ewolucji uległy teksty Gab'a, który inteligentnie sięgnął po tematy społeczne, swego czasu przecież nieodłączne w muzyce czarnych, choćby dzięki Marvin'owi Gaye.
Choć Nia niespecjalnie mogła odnieść sukces komercyjny, Blackalicious otrzymali propozycję kontraktu i kolejna płyta ukazała się we współpracy Quannum z MCA. "Blazing Arrow", bo o niej mowa, to dzieło po prostu genialne, olśniewające spójną wizją i równocześnie różnorodnością środków, fascynujące zmiennością nastrojów, a jednocześnie o bardzo wyraźnej treści. Potężnym atutem jest udział całej plejady gości. Na wokalach mamy oczywiście śmietankę z Quannum, czyli Lateef'a oraz Lyrics Born, oprócz tego pojawiają się Dilated Peoples, Saul Williams, Zack de la Rocha, Ben Harper, legendarny Gil Scott-Heron i szereg wokalistek: Tracey Moore, Jaguar Wright. Swoje trzy grosze dorzucili Shadow, Cut Chemist, ?uestlove. Jednak "Blazing Arrow" jest albumem genialnym przede wszystkim dzięki wysublimowanym i kompletnym bitom Xcela, bogactwu pomysłów (ach te sample fletów i sekcji dętaj), bitów zaskakujących niejednokrotnie aranżacjami bardzo progresywnymi, dalekimi od zwrotkowo-refrenowej konwencji. Po raz pierwszy pojawiają się tutaj żywe instrumenty. "Blazing Arrow" w równym stoniu majstersztyk Gift of Gab'a, który przez siedemdziesiąt kilka minut płyty wyczynia rzeczy wręcz nie wyobrażalne, wędrując od błyskawicznych deklamacji, przez niewiarygodne zabawy słowem, dobitnie wyrażane teksty społeczne, po rymy miękkie i emocjonalne. Klasa sama dla siebie. Słowem, album trudny do opisania i obowiązkowy do poznania.
Kolejne lata przyniosły najpierw przerwę w działalności z powodu choroby Gab'a, a następnie dwie płyty projektów pobocznych. W roku 2004 ukazała się solowa płyta Gab'a oraz pierwszy i długo oczekiwany album Maroons, czyli Xcel'a i Lateef'a. O obu tych wydawnictwach pisaliśmy w numerze ósmym, więc nie ma potrzeby do nich powracać, warto jednak podkreślić, że muzyka Maroons wydała się bardziej funkowa, żywa niż skomplikowane produkcje Blackalicious. Opinię tę zmieniłem jednak po premierze "The Craft". Blackalicious dowodzą tym albumem, że proces tworzenia jest odzwierciedleniem cierpliwości, pokory, samodoskonalenia i otwarcia na wszelkie inspiracje. Przystępując do pracy nad nowym albumem Chief wyszedł od sampli, automatu perkusyjnego, lecz gdy pomysły zostały już zarysowane, pracę nad nimi rozpoczęła cała grupa muzyków: francuski wiolonczelista Vincent Segal (nagrywający smyczki także na Blazing Arrow), basista Teak Underdue związany z Dead Prez, Carl Young ze Spearhead, grający na instrumentach perkusyjnych Alfredo Ortiz (Beastie Boys), gitarzysta Sebastian Martel i klawiszowiec Herve Salters, występujący z Femi Kuti. Grupa zarejestrowała podobno ponad sto kawałków, z których po ostatecznym cięciu Xcel'a powstało czternaście kompozycji. Rezultat wydaje się być wprost stworzony dla rymów Gaba. Dwa lata pracy zaowocowały płytą, która Gift określa jako najlepszą, a Chief najbardziej dopracowaną i skupioną w karierze grupy. W istocie, brzmienie Blackalicious jest jeszcze bardziej wysmakowane i kompletne, rzeczywiście nabrało charakteru zespołowego.
W porównaniu do "Blazing Arrow" praktycznie nie ma tutaj wymykającej się spod kontroli improwizacji, za czym rzeczywiście można tęsknić. Mnie osobiście wykoncypowane oblicze Blackalicious bardzo odpowiada, a zarazem pozwala ono na aranżacje co najmniej tak rozbudowane jak wcześniej, a przy mocniejszym brzmieniu. W rezultacie "The Craft" porywa potężną wibracją od pierwszej do ostatniej minuty. Wydawać mogłoby się, że po użyciu żywego instrumentarium kompozycje staną bardziej klarowne, jednak właśnie rozporządzanie większym zakresem środków pozwoliło na stworzenie najtrudniejszych do zaklasyfikowania utworów. Żywe instrumenty i sample zlewają się w jedną całość tak płynnie, iż często nie sposób jedno od drugiego rozróżnić a muzyka wykracza wydatnie nie tylko ponad inne kapele hip-hopowe korzystające z żywego instrumentarium, lecz także ponad funkowe i soulowe rubieże. Takiego nasycenia melodyki Blackalicious jeszcze nie oferował - już otwierające płytę World of Vibrations to istny dynamit, podobnie jak fantastycznymi funkowymi dziełami są tryskające energią Supreme Poeple, singlowy Powers, Lotus Flower z udziałem George'a Clintona (choć to delikatne rozczarowanie) i zabójczy Side to Side z Lateef'em i Pigeon John'em. Równocześnie jest to najbardziej rozśpiewana płyta Blackalicious, zarówno dzięki masie gości, przewijających się raz po raz soulowych wokali, ale także staraniom samego Gift of Gab. Nie powinno dziwić, że na tak dynamicznych i rozbudowanych podkładach może on wzmocnić ich melodykę, jednak rezultat jest zniewalający, nawet jeżeli zna się Blackalicious od dawna. Gab, obdarzony głębokim a zarazem ciepłym głosem, odnajdując się na różnych rytmach ponownie udowadnia, że jego flow jest nie do podrobienia. "The Craft" to istny majstersztyk wokalny, od fraz pulsujących lub nieco wolniejszych a melodyjnych, przez coraz wyższe tempa po obroty wręcz niewiarygodnie prędkie. Każdy utwór skrywa w sobie smaczki i ornamenty.
Lirycznie płyta jest dość zróżnicowana, choć ma charakter, jak to określił Gift of Gab, "storyteller album". Oznacza to, że większość tekstów oparta jest na osobistych doświadczeniach, poznanych historiach, lecz równocześnie na własnych przemyśleniach na tematy abstrakcyjne. Stąd płytę otwiera deklaracja wierności ideałom przyświecającej tworzeniu muzyki - jak przedstawia to Chief Xcel "Gab wskazuje na tej płycie, że korzystamy z pewnego daru, ale wiąże się on z codzienną odpowiedzialnością, pracą i dyscypliną, zobowiązaniem by ciągle podążać do przodu ze swoją sztuką, nieustannie stawiać sobie wyzwania i ciągle się uczyć. Naprawdę postrzegamy siebie jak uczniów. Ciągle powtarzamy sobie, że chcemy podchodzić do muzyki z głodem wiedzy i wytrwałością praktykanta, a nie z samozadowoleniem jego szefa". W podobnej konwencji utrzymanych jest jeszcze kilka kawałków, z których lirycznie wyróżniają się autobiograficzne My Pen and Pad oraz zamykający album The Craft. Warto zwrócić uwagę też na pełen pasji i wymierzony w materialistyczne i hedonistyczne podejście do życia Supreme Poeple, który zaskakuje nie tylko słuchaczy, ale wprowadził w zdumienie także Xcel'a - "Gab zupełnie zbił mnie z tropu, nie spodziewałem się, że ten utwór będzie miał tak wyraźną treść, gdyż naprawdę zrobiłem bit pod wokalne popisy, typowe dla MC. Więc gdy Gab poszedł w tak przemyślaną stronę, pokazało mi to, że muszę wejść na nowy poziom, by dopasować się do jego wymagań".
Za to fantastycznym przykładem zabaw słowem jest Rhythm Steaks, gdzie Gab całą opiera zwrotkę na kolejnych literach nazwy zespołu - pomysł banalny, lecz wspaniale zrealizowany. Powrotem do codziennych tematów jest trylogia Automatique, The Fall and Rise of Elliot Brown oraz Black Diamond and Pearls, szczególnie ten drugi utwór zaskakuje trzyczęściową konstrukcją i świetnie poprowadzoną opowieścią. Końcowa część płyty wznosi ją na wyżyny dzięki genialnym kolaboracjom - niepokojące Give It to You z Kween i Lyrics Born oraz niepowtarzalne, szokujące i stylizowane na indiańską pieśń Egosonic Wardrums - ten utwór to zupełne odrzucenie piosenkowej konwencji. Świetnym pomysłem jest zatem dołączenie do płyty książeczki z tekstami, stanowiącymi o klasie albumu co najmniej w takim samym stopniu jak muzyka, podobnie też różnorodnych, zaskakujących. W efekcie "The Craft" jest dla mnie żelaznym kandydatem do miana hip-hopowej płyty roku, nagraną przez zespół doświadczony i wspaniale wyznaczający sobie kierunek rozwoju. Po "Blazing Arrow" Blackalicious nagrali album tak samo niepowtarzalny, nie tracąc nic ze swoich atutów, a umieszczając je w nowym kontekście, charakteryzującym się przede wszystkim kompletnym i rozbudowanym brzmieniem i inteligentną dramaturgią całego albumu. Wspaniała płyta zespołu w pełni świadomego swojej drogi, na zakończenie zacytujmy Gift of Gab'a "Used to think 30 years old then the end comes / Now I feel like I'm just gainin' momentum."
[Piotr Lewandowski]