polecamy
Podziel się: twitterwykopblipfacebookdelicious
SINÉAD O'CONNOR Collaborations

SINÉAD O'CONNOR
Collaborations

No proszę, wróciła. A jeszcze 2 lata temu twierdziła, iż muzyczny szołbiznes przestał ją interesować i woli skupić się na byciu matką/kochanką/księdzem (tak, tak). Cóż, nie pierwszy już raz słyszymy podobne bajeczki. Przyznam, że ten powrót mnie jednak ucieszył. Przystawką przed głównym daniem (czyli nowym, premierowym materiałem) jest właśnie ten zbiór kolaboracji z okresu całej działalności artystki. Zanim o samym zbiorze przypomnę troszeczkę historii.

Jej debiutancka, genialna płyta "The Lion and the Cobra" była wstrząsem. Sinéad udało się stworzyć porażający pamiętnik przedwcześnie dojrzałej nastolatki, która z niespotykaną intensywnością wykrzyczała cały swój ból i wściekłość na zły, zły świat. Wszyscy zaczęli klaskać i wiele sobie po niej obiecywać. Następny album, promowany megahitem "Nothing Compares 2U" zdawał się to potwierdzać. Ale później - trach, czyli koniec. Sodówka uderzyła do głowy i zamiast na muzyce Sinéad skupiła się na wygłaszaniu kontrowersyjnych opinii na temat sexu, polityki i religii (czego symbolicznym aktem było publiczne podarcie zdjęcia papieża). Muzycznie niestety była zaś równia pochyła - każda kolejna płyta była pomyłką, nieważne czy zawierała muzykę bigbandową , folkową czy hip-hopową. 5 lat temu na płycie "Faith & Courage" Sinéad przeprosiła się z gitarową estetyką, ale zamiast wielkiego comebacku ponownie zaliczyła wielką klapę. No a później ogłosiła koniec kariery.

Na szczęście przez wszystkie te lata bardzo chętnie udzielała się wokalnie na płytach innych artystów, których mniej interesowały jej poglądy a bardziej jej niezwykły, niepodrabialny głos. Wszyscy kolekcjonerzy odetchnęli z ulgą bo nareszcie ktoś to zebrał do kupy i wydał. Zestaw artystów jest imponujący: Massive Attack (mroczne "Special Cases"), Peter Gabriel (miłosna pieśń "Blood of Eden"), Moby (poruszający "Harbour"), U2 (przeciętne niestety "I'm Not Your Baby"), The Edge z U2 (o niebo lepsze "Heroine"), Asian Dub Foundation (wciągająco-bujający "1000 Mirrors") czy choćby Bomb The Bass (regałowy w klimacie "Empire"). Dla mnie największymi killerami tej płyty są jednak 2 inne utwory: pełen emocji i smutku "Kingdom of the Rain" nagrany wraz z zespołem The The (na gitarze zagrał John Marr z The Smiths) oraz orientalny i hipnotyczny "Visions of You" nagrany wspólnie z byłym basistą Public Image Ltd. Jah Wobble'm (linia basu wprost zabija!).

Oczywiście znajdziemy tutaj także troszkę przypadkowego chłamu, jak knajpiany "Wake Up and Make Love With Me" nagrany z The Blockheads, denerwująco-patetyczny "Up In Arms" (Aslan) czy też popowy koszmarek "All Kinds Of Everything" nagrany z wokalistą Specials Terry Hall'em.

Tak czy owak powstała najlepsza płyta Łysej od co najmniej 15 lat. I to pomimo faktu, iż rozstrzał stylistyczny jest od sasa do lasa. Jak tak dalej pójdzie będą ja woleć z innymi artystami niż solo.

[Marcin Jaśkowiak]