polecamy
Podziel się: twitterwykopblipfacebookdelicious
NATURAL DREAD KILLAZ Naturalnie

NATURAL DREAD KILLAZ
Naturalnie

Na początek mała porcja cytatów:

"Życie po to jest, żeby je przeżyć
Trzeba komuś zaufać, w coś wreszcie uwierzyć (...)
Daj sobie wreszcie kredyt zaufania,
masz mało do stracenia, bardzo dużo do zyskania.
Każdy ma jakiś talent, więc zacznij coś robić,
po jakimś czasie zacznie ci wychodzić."

"Bo nie ważne, gdzie rasta dorasta.
ważne, że odróżniasz dobre ziele od chwasta."

"Czy palisz dużo, czy palisz mało
najważniejsze, by coś po tym pozostało."

"Jesteśmy jak nuty na pięciolinii,
razem czy osobno - zawsze dobrze brzmimy."

Przecieram oczy (uszy?) ze zdumienia, bo takich głupot nie słyszałem od czasu "Nic nie trzeba robić dla zasady" autorstwa De Mono. Rozumiem, że żaden z członków NDK nie posiada cienia talentu literackiego. W porządku. Jednak problem tkwi głębiej, bo mam nieodparte wrażenie, że kolektyw rzuca reggaeowymi kalkami w totalną pustkę. Za, nadużywanym zresztą, pojęciem Babilonu nie kryje się tutaj zupełnie nic. Kiedy Gutek czy choćby Vavamuffin posługują się tego rodzaju alegoriami, wierzę, że mają na myśli coś bardzo konkretnego. W tym przypadku - niestety - jedna wielka pustka. Sytuacja wygląda inaczej, kiedy chłopaki (i dziewczyna) biorą się za tematy bardziej przyziemne. Na przykład palenie zioła. Tak... wtedy wierzę, że dokładnie wiedzą, o czym śpiewają. Jednak dorabianie ideologii do narkotyzowania się gandzią jest conajmniej śmieszne. Przytoczę Jeszcze jeden cytat:

"...trzeba zrobić coś, aby atak na babilon był mocniejszy niż wybuch bomby nad Hiroszimą"

i zaraz po tym:

"obudź w sobie lwa (?), nie toleruj zła"

Wybaczcie, ale (jak dla mnie) wymordowanie 80,000 ludzi nie jest wydarzeniem, którym można szastać pisząc głupawe teksty o niczym. Tyle o warstwie 'lirycznej'.

Warunki głosowe wokalistów także pozostawiają dużo do życzenia. Właściwie żaden męski wokal na płycie NDK nie potrafi zdobyć się na porządną melodię. Nawet Reggaenerator w utworze "Jungleman" jakoś nie dał rady rozwinąć skrzydeł. Niedobory w technice maskowane są okropną manierą ("Patrzysz do przodu i lecą ci łzy-yy"). Za to Natty (żeński wokal) radzi sobie dużo, dużo lepiej. Czasem udaje się jej uratować cały kawałek, czasem znowu rozdrażnić nieznośnym zawodzeniem, ale ogólnie rzecz biorąc - dobra robota!

Wśród wielu słabostek na szczęście bronią się same riddimy. Mimo że trochę monotonne (spróbujcie przewinąć dowolny kawałek dwie minuty do przodu), to momentami odnajduję w nich "to coś". Odpowiednią dawkę mocy, transu, głęboki bas podrywający do tańca. Naprawdę - nie jest tak źle, ale na takich solidnych podstawach mogłyby powstać 10 razy lepsze piosenki. Chcę wierzyć, że NDK lepiej wypada na koncertach niż w studiu.

I jeszcze na koniec cytat z notki na oficjalnej(?) stronie internetowej zespołu:

"Natural Dread Killaz to młoda, niezwykle utalentowana wrocławska formacja. Ich muzyka to ekscytująca i wybuchowa mieszanka reggae, dancehallu, ragga i hip hopu. Płyta zapowiadana jest jako jedno z ważniejszych wydarzeń roku na błyskawicznie rozwijającej się polskiej scenie reggae."

Nie, proszę państwa. To zupełnie nie tak. Moim skromnym zdaniem NDK jest jednym z większych rozczarowań ad 2005. Spodziewałem się czegoś dużo lepszego.

Na pocieszenie zapuszczam Jamala.

[Mikołaj Pasiński]