polecamy
Podziel się: twitterwykopblipfacebookdelicious
DJ SPOOKY & DAVE LOMBARDO Drums of Death

DJ SPOOKY & DAVE LOMBARDO
Drums of Death

DJ Spooky i Dave Lombardo na jednej płycie, hmm... czego można się spodziewać po tak niespodziewanym zestawieniu - didżej, który ma na swoim koncie pionierskie albumy nagrywane z jazzmanami, doskonałe płyty abstrakt hip-hopowe i rewelacyjne dubowe spotkanie z Twilight Circus, nagrywa wspólną płytę z perkusistą wręcz legendarnym. Co więcej, w studio wspomagają ich gitarzysta Vernon Reid i producent Jack Dangers z Meat Beat Manifesto, wokalnie udziela się Chuck D. I co? I w rezultacie dostaliśmy jedną z najsłabszych płyt w dorobku Spooky'ego. "Drums of Death" ukazało się w Thirsty Ear, wytwórni niezwykle zasłużonej dla zacierania granic między gatunkami stylistycznymi, przede wszystkim między jazzem i hip-hopem oraz kulturą didżejską. Wydaje mi się, że sensem tej płyty byłoby albo ukazanie Lombardo w konwencji abstrakt hip-hopowej, jazzowej czy innej, w której Spooky czuje się jak ryba w wodzie, a posiadając takiego geniusza perkusji za sobą mógłby wznieść ją na nowy poziom, lub też podjęcie przez Spooky'ego estetyki typowej dla Lombardo. Muzyka na "Drums of Death" miota się jednak między przynajmniej trzema niespójnymi ze sobą konwencjami, z których co najmniej dwie zupełnie się nie bronią. Od nich zacznijmy, gdyż pomysł nagrania trzech kowerów Public Enemy opartych o ciężkie gitary jest wręcz symptomatycznym znakiem, że ten album jest momentami po prostu archaiczny. Chuck D już kiedyś miał okazję porymować do ciężkich brzmień przy okazji nowatorskiej wtedy przeróbki Bring the Noise z Anthraxem, ale to było piętnaście lat temu! Te kowery są po prostu wymęczone banalnymi gitarami i jedynie zakończenie Public Enemy # 1, gdy na pierwszy plan wysuwa się hip-hopowa produkcja, przyspiesza bicie serca. W jakim kontraście z nimi stoi Assisted Suicide z udziałem Dalek, który to utwór zarówno muzycznie jak i wokalnie jest pierwszorzędny, a na dodatek ukazuje Dalek na bitach wyraźnie innych niż jego własne - jest to jeden z najlepszych momentów płyty.

Kontynuacją wątku gitarowego ma być szereg instrumentalnych kawałków trash'owych, których idei nie mogę pojąć, gdyż jest w nich tak niewiele wkładu didżeja i producenta, że osobie nie znającej materiału Slayera można bez problemów wmówić, że to utwory z repertuaru tej grupy i to raczej nie nowe. Lombardo miał już tyle okazji poćwiczyć taką stylistykę, że jest w niej mistrzem, ale po co dokonywać takiej introspekcji tutaj, szczególnie, że czasami jest ona wręcz męcząca, jak uporczywe łojenie w Kultur Krieg? Wreszcie, trzecią konwencją są numery instrumentalne uwypuklające adaptery i bębny, stanowiące według mnie najmocniejszą stronę płyty, ale niestety i tak pozostające poniżej oczekiwań. Po co zapraszać Lombardo, skoro aranżuje się go potem jak bębny na albumach Shadowa? W rezultacie, w ciągu pięćdziesięciu kilku minut dostajemy tylko kilka numerów wskazujących, jaki potencjał tkwi w spotkaniu najwyższej klasy didżeja i perkusisty. Przy czym większa w tym zasługa Dave'a, Spooky raczej niczym nie zaskakuje.

Właściwie nawet jazzowo pokręcone A Darker Shade of Bleak można skwitować, że przypomina "Optometry", a utrzymane w stylu DJ Krusha Obscure Disorder także zawdzięcza swoją wartość grze Lombardo. Uwagę należy zwrócić także na Metatron, właśnie dzięki bębnom i przestrzennej, dubowej produkcji stającej w kolizji z gitarowymi spazmami i absolutnie fantastyczny pojedynek skreczowo-perkusyjny, jakim jest Incipit Zaratustra, otwierający najbardziej wartościową część albumu, zwieńczoną dwa kawałki później Terra Nulius. DJ Spooky i Dave Lombardo nagrali więc materiał na bardzo dobrą epkę, ale pełen album razi dłużyznami przestarzałego brzmienia. Pozostaje więc palący niedosyt i nurtująca obawa, czy między muzykami po prostu nie zaiskrzyło, czy też może brakuje im pomysłów. Mam nadzieję, że to pierwsze i że z tego wynika wrażenie, jakby nie zauważyli oni upływu czasu.

[Piotr Lewandowski]